Stasia i jej trzy wielkie miłości – 2

Całe życie Stasi oparte na głębokiej rodzinnej miłości było pięknym przykładem tradycyjnej polskiej rodziny, gdzie szacunek i poszanowanie starszych tworzyło niepowtarzalną atmosferę. Wspólne spędzane święta i wszelkie uroczystości rodzinne budowały poczucie bezpieczeństwa i nierozerwalnej jedności. W lipcu 1975 roku poznałem Stasię sprzedającą lody i od razu złamała mi serce.

Stasia-2-01

I jak się można było nie zakochać?

Była piękną, wesołą dziewczyną bardzo łatwo nawiązującą kontakt z klientami. Obserwując zobaczyłem że wszyscy ją bardzo lubią i każdy pragnie zamienić z nią przynajmniej parę zdań. Do wszystkich strzelała pięknymi niebieskimi oczami, a zagadkowy uśmiech ranił na pewno niejedno serce. Zadanie moje było bardzo trudne. Na początku zażartowała za mnie że jest dziewczyną ze wsi pod sądeckiej i tyko tutaj „służy” nie przyznając się że jest córką właściciela. Oczywiście ślepa miłość wierzy wszystkiemu i dałem się nabrać. Po kilku miesiącach zaczęliśmy się regularnie spotykać i zobaczyłem , że nie jestem jej wcale tak bardzo obojętny. Niestety zderzyłem się z całkowitym brakiem akceptacji rodziny, który dodał mi jedynie uporu i chęci do walki. Cel był dla mnie tylko jeden. I przyszedł moment kiedy zostałem wybrany na przekór wszystkim przeciwnościom, a Stasia była gotowa wszystko zostawić dla naszego wspólnego dobra, chociaż tak bardzo kochała swoich rodziców. Na szczęście jakoś wszystko się poukładało. Mogliśmy oboje bardzo na siebie liczyć. I w tym momencie poczułem że zabieram prawie całą miłość Stasi – miałem teraz wszystko. Starałem się jej odwdzięczyć za dobroć jej serca i obecność przy sobie na dobre i na złe. Bardzo polubiła pisane przeze mnie dla niej wierszyki, które musiałem „produkować” dla niej na zawołanie. Pytała mnie przy każdym kolejnym spotkaniu co dzisiaj przyniosłem. I jak mogłem nie spełnić jej życzenia. Oto jeden z nich napisany w 1976 r. , czyli jeszcze przed ślubem.

Noc i szczęście

Pora jest bardzo późna, wszędzie gęste mroki.
Gdzieś w dali się rozlega senny szept zegara,
Lecz dla nas to zbyt wcześnie, bo gdzieś słychać kroki
I ktoś się tutaj wedrzeć nam do ciszy stara.

Lecz my chcemy samotnie spędzić te godziny,
Ze snu wydarte nocy w sposób tak brutalny.
Och jakim ja szczęśliwy u baku dziewczyny,
Usta jej dzisiaj mają smak niepowtarzalny.

Są takie miękkie, czułe, takie jedwabiste,
Lecz cóż ja mówię – jedwab nie dorówna wcale.
Zaczynam ją pożądać, ale wybacz Chryste,
Że się do tego czynu tak ogromnie palę.

Bo przecież sam stworzyłeś miłość tę dla ludzi.
Jam schwycił jeden promień i rozpalił w sobie,
Żar wielki, tak ogromny, że go nie ostudzi,
Dopiero czarny całun w mrocznym zimnym grobie.

Lecz idźcie na bok smutki, gdy mam koło siebie,
Szczęście tak bardzo blisko, takie wymarzone.
Jego jasne oblicze jak miesiąc na niebie
Świeci i się obraca właśnie w moją stronę.

Och teraz już czas mija jak prąd wartkiej rzeki,
Płynącej falą uczuć, miłością bogatą,
A ranek tak już bliski, choć przedtem daleki,
Zaściela cały pokój swoją mleczną watą.

Ostatnie pocałunki na Twych ustach składam,
Całuję także oczy Twe na wpół uśpione.
Wychodząc na ramiona swoje płaszcz zakładam,
A swoje szybkie kroki kieruję w tę stronę

Gdzie mieszkam i skąd wrócę, gdy znów mrok zgęstnieje.
Przez cały ten czas długi ja marzę o Tobie,
A serce chociaż tęskne do Ciebie się śmieje,
Prowadząc nas do szczęścia – po prostu ku sobie.

Po takiej nie przespanej nocy ja szedłem do pracy dojeżdżając zakładowym autobusem o godzinie piątej rano, a Stasia mogła spokojnie odsypiać zaległości. Oczywiście zdarzało się to sporadycznie, lecz było to mocniejsze ode mnie.

Starałem się spełniać wszystkie jej zachcianki, a jej zadowolenie było dla mnie największą nagrodą. Oto jedna z niespodzianek dla Stasi.

Stasia-2-03a  Stasia-2-03b

Dla kochanej Stasi.

I stało się – 24 września 1977 roku zawarliśmy związek małżeński.

Stasia-2-05

Przy ceremonii ślubnej otrzymaliśmy na pamiątkę list podpisany przez Kardynała Karola Wojtyłę, który poniżej zamieszczam.

Stasia-2-04

Teraz mogliśmy już być do woli ze sobą ciesząc się naszym szczęściem o które tak bardzo musieliśmy walczyć oboje.

Kochajmy się

Wciąż jesteś jaką byłaś i nic się nie zmieniasz.
Choć dni płyną tak szybko gdzieś w dal bezpowrotnie.
To co tkwiło głęboko w sennych mych marzeniach,
Stoi blisko, a przy nim stoję ja samotnie.

Miłość nasza spoiła nas uściskiem wielkim,
W sposób nierozerwalny, mimo że tak chciały,
Złe moce świata tego swym sposobem wszelkim,
Zniszczyć ją, w proch rozsypać, ale nie zdołały.

Dlatego się cieszymy tym co ocalone,
Co nasze, tylko nasze i przy nas zostanie.
Zaświadczą o tym ręce cały czas splecione,
I to wieczne gorące nasze miłowanie.

Zaczęli rodzić się chłopcy i teraz właśnie tutaj musiała Stasia skierować główny strumień swojej miłości rodzinnej, ale o dziwo dla mnie jej nigdy nie zabrakło, a nawet w przyszłości otrzymywałem jej więcej. Do samego końca starałem się odwdzięczyć za ten ogromny dar miłości, który od Stasi otrzymałem – niestety zabrakło mi czasu.

Stasia-2-07Nasza wspaniała „trójca”:
Łukasz, Michał i Tomek
Stasia-2-08

Stasia-2-09

1 września 1991 r. Co roku Stasia fotografowała swoją ukochaną „drabinkę” idącą do szkoły.

Stasia-2-10

Nasza 15 rocznica ślubu. Mamy wszystko – mamy siebie.

Stasia i jej trzy wielkie miłości – 1

Wspaniałe, gorące serce Stasi kochające wszystkich i wszystko na tej ziemi, zdawało się nie mieć żadnych ograniczeń i każdy mógł znaleźć w nim swoje miejsce, a jednak: Miłość Boga z głęboką wiarą wyniesiona z rodzinnego domu całe życie była doskonalona i kształtowana. Już jako pięcioletnia dziewczynka, odpowiednio wcześniej przygotowana, idzie do Pierwszej Komunii.

Poznając Stasię byłem bardzo zaszokowany jej postawą. Mocna wiara i pełne zachowanie wszystkich religijnych zasad wcale nie przeszkadzały jej być piękną i bardzo atrakcyjną dziewczyną, tak bardzo lubianą przez wszystkich. Jej wielkie grono znajomych budziło we mnie niejednokrotnie niepotrzebną zazdrość. Bardzo bałem się ją utracić – zupełnie niepotrzebnie, los był dla mnie łaskawy.

Na początku małżeństwa trudno mi było zrozumieć prawie codzienne uczestnictwo we Mszy św. z przyjęciem Komunii i bardzo częstą spowiedź. Jednak z biegiem czasu zmieniła się całkiem moja mentalność. Przestały mnie zaskakiwać wyjazdy Stasi na kilkudniowe rekolekcje i dni skupienia. Wiedziałem, że jest to jej bardzo potrzebne, chociaż nie do końca to rozumiałem. Gdy powstała w Nowym Sączu Grupa Ojca Pio nie mogłem zupełnie tego zrozumieć, jak można „wytrzymać” na nabożeństwie przez trzy i pół godziny. Było to wtedy dla mnie absurdem. Dopiero pod koniec jej życia byłem z nią kilka razy i wszystko zrozumiałem.

Teraz chodzę samotnie i żałuję tamtych dni straconych bezpowrotnie. Bardzo wielkie znaczenie miały dla Stasi wyjazdy na Msze św. do Litmanowej i pielgrzymki do Medjugorie, gdzie zaplanowała również i mnie zabrać w przyszłości – niestety los pokierował inaczej. Wiarę swoją pogłębiała bardzo bogatą literaturą o charakterze religijnym, jak również często czytanym i rozważanym Pismem Świętym.

Dwudziestą piątą rocznicę naszego ślubu uczciliśmy wspólną pielgrzymką do Lourdes, Fatimy i La Salette.

Teraz, z perspektywy czasu widzę i doceniam duchowe wzrastanie Stasi przez całe jej życie. Już wiem, skąd brała siłę do walki z ogromnym cierpieniem zachowując pogodę ducha i uśmiech dla wszystkich, którzy ją otaczali. Niecierpliwe oczekiwanie na codzienną Komunię św. było wyrazem jej wielkiej potrzeby spotkania z Panem, do którego szła przez całe swoje życie, nieraz bardzo kamienistą drogą, nie oglądając się nigdy za siebie. Przed pamiętnym dniem 25 lutego zamówiła Mszę św. w intencji moich urodzin, o której dowiedziałem się już po śmierci Stasi. To moje najsmutniejsze urodziny.

 

02Grupa rówieśników Stasi przygotowywana do wcześniejszej Pierwszej Komunii Świętej.
01Procesja Bożego Ciała, 1959 r. Stasia wraz z rodzicami, siostrą Grażyną i Krysią.

03

Ogólnopolska Pielgrzymka Przewodników Turystycznych na Jasną Górę, 1994 r. Zaszczytną służbę w poczcie sztandarowym pełniła Stasia przez kolejne szesnaście lat.

04

Podczas nabożeństwa na grupie Ojca Pio.


05

Lourdes – przed Grotą Objawień, sierpień 2002 r.

06

Fatima – miejsce objawień, sierpień 2002 r.

07

Fatima – chwila modlitwy w zadumie przy grobie Franciszka i Hiacynty, sierpień 2002 r.

08
U grobu Proboszcza z Ars,
ks. Jana Marii Wianey, sierpień 2002 r.
09
La Salette – miejsce objawień, sierpień 2002 r.


10

Msza św. w szpitalnej kaplicy w Warszawie.

Druga rocznica śmierci

Stasia Gocek     * 13 wrzesień 1955    + 25 luty 2011

nekrolog2

W objęciach Pana

 

Czy nasza Grupa Modlitewna staje się mniejsza, gdy odchodzą do domu Ojca jej członkowie? Czy staje się przez to uboż­sza? Odczuwamy ich brak, to prawda. Ale też zyskujemy jakieś inne dobro – świado­mość, że także po drugiej stronie mamy tych, którzy modlą się wraz z nami. Nasza modlitwa dzięki ich modlitwom ma moc większą niż poprzednio. Pamiętamy ich wszystkich, choć nie o wszystkich jeste­śmy w stanie napisać.

Chcielibyśmy, by co roku ukazywały się wspomnienia o nich. Dziś publikujemy część świadectw.

Za rok będą następne.

Na odejście kogoś bliskiego – matki, żony, przyjaciela, po prostu kogoś, kogo się kocha – jest zawsze za wcześnie. Stasia odeszła. Pozostawiła puste miejsce, którego nikt ani nic nie jest w stanie zapełnić. Jest ono w sercach jej najbliższych, ale i w sercach tych, którzy chociaż na „chwilę” się z nią spotkali.
Zanim Bóg ją powołał do siebie, ona poprawiła ten świat. Jestem dumna, że ją znałam i że nazwała mnie swoim przyjacielem.
Była wspaniałą matką, żoną i pięknym człowiekiem. Roztaczała wokół siebie aurę ciepła, dobroci, miłości i współczucia. Mimo strasznej męki, której tak długo doświadczała, pamiętała o wszystkich, którzy jej potrzebowali. Nie zmarnowała ani minuty swej drogi krzyżowej, ofiarując potworne cierpienia w intencji najbliższej rodziny, przyjaciół, Grup Modlitwy O. Pio, ojczyzny, dusz czyśćcowych, w intencjach przebłagalnych za grzechy świata oraz w intencjach, które zabrała ze sobą.
Rok przed jej odejściem odbyłyśmy pielgrzymkę do San Giovanni Rotondo – do Ojca Pio i na Monte San’t Angelo do Michała Archanioła – już wtedy wiedziała, że zbliża się jej czas. Były to niezapomniane chwile – wspólna modlitwa, rozmowy o sprawach przyziemnych i tych wzniosłych, troska o nasze dzieci, łzy smutku i radości. Wzmacniała mnie swą pokorą i tak wielką miłością do całego świata, że budziło to zdumienie. Było nam razem tak dobrze. Te kilka dni znaczyły więcej niż kilka lat znajomości. Wtedy zrodziła się też potrzeba jej serca, aby uczynić coś dla kultu Michała Archanioła. Z pomocą najbliższych udało się – w wielu kościołach diecezji we wrześniu 2010 r. wierni otrzymali wizerunek jej ukochanego Aniołka.
Pamiętam wiele sytuacji, przypominają się rozmowy, ale to, co próbuję napisać nawet w maleńkim stopniu nie oddaje tego, co czuję ani tego, jaka była Stasia. Wiele pięknych wspomnień można przeczytać na stronie: www.stasiagocek.pl.
Dla mnie jej najpiękniejszy portret jest zapisany w jej własnych słowach, które kiedyś do mnie napisała: „…Wiem, że Bóg wie co robi i w miłości swojej wybiera dla dzieci to, co jest dla nich najlepsze, modlę się, aby wszystko co przeżywam, było ofiarą Bogu miłą i wydało wielkie owoce. Żeby tak było, wszystko oddaję Matce Bożej, Ona niczego nie utraci. Nie myśl że serce mi nie drży…” a innym razem: „Otrzymuję wiele łask, właściwie to codziennie strumienie łask spływają na moją nędzną duszę. Pan Jezus przygotowuje mnie do odejścia. Jeszcze czeka mnie wielkie cierpienie, ale wszystko oddaję Matce Bożej, żeby nic nie zostało zmarnowane…”.

***

Zawsze kiedy myślę o Stasi, przed oczami mam obrazek, który kiedyś ona mi przysłała życząc dobrej nocy. Jest na nim postać, którą tuli w ramionach sam Chrystus. Gdy Stasia odeszła, oczami wyobraźni widziałam, że ona była tą postacią. Pamiętam też słowa, które powtarzała i które napisała bardzo cierpiąc, kiedy już nie miała sił pisać więcej: „Mój Boże, jedyne PIĘKNO, jakże tęsknię za Tobą”. Stasiu, już nie cierpisz zanurzona w objęciach Nieograniczonej Miłości i Piękna – proszę pamiętaj o mnie. Do zobaczenia.

Anka

***

Moje pierwsze spotkanie ze Stasią odbyło się u ks. W. Durdy. Był to pierwsze zebranie „Margaretki” – wiosną 2001 roku. Stasia od razu przypadła mi do serca, ponieważ była otwarta i szczera. Spotkaliśmy się kilkanaście razy. Każde spotkanie było odkryciem jej kolejnych talentów. Ogromnie pracowita dziewczyna. W licznych zajęciach w zakładzie, w domu, na ranczo w Rytrze – potrafiła znaleźć czas na pisanie wspaniałych wierszy. Jej wielka wiara w Boga i miłość do człowieka sprawiały, że była ogromnie lubiana przez wszystkich. Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce kilka tygodni przed odejściem Stasi do Pana. Pomimo straszliwej choroby, wyniszczającej jej organizm, zachowała cudowną pogodę ducha. Rozmawiała ze mną pomimo ogromnego bólu. Miałem ostatnią okazję przytulić ją do serca, tak jak tuli się dziecko – najukochańsze. Ta chwila pozostanie ze mną do końca moich dni.

Mietek

***

Dzięki Łasce Bożej dane mi jest pełnić posługę jako Nadzwyczajny Szafarz Komunii Świętej przy Parafii NSPJ. Z tej racji codziennie, przez siedem miesięcy przynosiłem Komunię Świętą ciężko chorej (dziś już świętej pamięci) Stanisławie Gocek. W tym czasie widziałem i byłem świadkiem z jaką miłością oczekiwała na Pana Jezusa. Widziałem jej wielkie cierpienie i cierpienie jej najbliższej rodziny. Dzięki Komunii Świętej pani Stanisława znosiła to cierpienie z wielką pokorą i cierpliwością. Kiedy po krótkiej modlitwie i czytaniach z Ewangelii podawałem jej Pana Jezusa, zauważałem nadzwyczajny blask w jej oczach oraz wprost niebiański uśmiech na twarzy. Podczas dziękczynienia zdałem sobie sprawę, jakie to było głębokie zjednoczenie dziecka Bożego z Bogiem Oblubieńcem a tym samym z Trójcą Świętą.

Wiesław Haraf

Darowane chwile

Dzień 1 lutego 2011 roku był dla mnie dniem szczególnym, który na zawsze pozostanie głęboko w mojej pamięci, do którego myślami wracam bardzo często i tymi wspomnieniami chciałbym się podzielić z wszystkimi przyjaciółmi Stasi. Zbliża się północ 31 stycznia – dzisiaj zmiana plastrów przeciwbólowych, których dawka została już dawno przekroczona, dodatkowo stare plastry zdejmujemy po godzinie żeby wzmocnić skuteczność działania choć wiem że nie jest to dopuszczalne.

Może dzisiejsza noc będzie trochę lżejsza, może oboje trochę dzisiaj odpoczniemy. Jeszcze o godzinie drugiej w nocy zastrzyk z morfiny i teraz pragnę już tylko zasnąć chociaż na parę godzin – tak jest przecież codziennie, a zaległości zbierają się od wielu miesięcy. Nie wiem czy spałem kilkanaście minut kiedy obudziła mnie Stasia głaszcząc po twarzy – nie śpij Adam proszę nie śpij. Na początku nieprzytomnie poprosiłem żeby sama usnęła bo jest bardzo późno, jednak na jej stwierdzenie „… ja chyba zdrowieję, nic mnie nie boli i szkoda mi spać – ciesz się ze mną …” od razu oprzytomniałem. Powoli zaczynało do mnie wszystko docierać , ale nie mogłem nic z tego zrozumieć, skąd ta przemiana. Było po trzeciej, sen uleciał gdzieś bezpowrotnie, teraz liczyła się tylko Stasia nie ona sama my razem. Przytuliła się do mnie bardzo mocno nie zważając na ranę na brzuchu i tak przytuleni trwaliśmy mówiąc nie wiele, bojąc się spłoszyć tego chwilowego szczęścia którym los nie wiadomo czemu nas obdarzył. Przed oczami stanęło mi całe nasze wspólne życie dobre i złe chwile – nie tylko same dobre złych nie było. Jak to szybko zleciało. Za rok będziemy obchodzić 35 rocznicę ślubu. Cieszyłem się bardzo, przecież od wielu miesięcy nie byliśmy tak blisko i tak bardzo szczęśliwi oboje. Dlaczego ta darowana chwila jest taka krótka. O szóstej rano z przerażeniem stwierdziłem że zapomniałem usunąć poprzednie plastry przed północą – od razu wiedziałem co się stało że Stasię przestało boleć.

Moja wina, ale czy wina? Może sam Bóg tak chciał żebyśmy przeżyli tak bardzo szczęśliwe trzy godziny w środku nocy będące swoistym pożegnaniem dwojga tak bardzo kochających się małżonków.