Uśmiech

To niby tylko uśmiech, a on mną zawładnął.
To tylko oczy, usta, a skradł moją duszę.
I nie da się uwolnić jej dziś mocą żadną,
Dlatego, że ja nie chce i wcale nie muszę.

Ten uśmiech – tak powiedział na stopniach ołtarza.
Gdy stuła powiązała nasze drżące dłonie.
Przez całe życie często wsparcie swe powtarzał.
Aż nadszedł czas rozłąki, kres uśmiechu, koniec.

I z duszą gdzieś uleciał na niebieskie łany,
A ziemię pozostawił w żalu i żałobie.
I innym radość niesie uśmiech mój kochany,
Lecz ja też mam nadzieję także wielką w sobie.

I przyjdzie taka chwila, że rozłąka minie,
A kiedy się to stanie od nas nie zależy.
Wyjdzie mi na spotkanie uśmiech w tej godzinie,
A wierzę ja w to mocno – szczęśliwy kto wierzy.