W objęciach Pana

 

Czy nasza Grupa Modlitewna staje się mniejsza, gdy odchodzą do domu Ojca jej członkowie? Czy staje się przez to uboż­sza? Odczuwamy ich brak, to prawda. Ale też zyskujemy jakieś inne dobro – świado­mość, że także po drugiej stronie mamy tych, którzy modlą się wraz z nami. Nasza modlitwa dzięki ich modlitwom ma moc większą niż poprzednio. Pamiętamy ich wszystkich, choć nie o wszystkich jeste­śmy w stanie napisać.

Chcielibyśmy, by co roku ukazywały się wspomnienia o nich. Dziś publikujemy część świadectw.

Za rok będą następne.

Na odejście kogoś bliskiego – matki, żony, przyjaciela, po prostu kogoś, kogo się kocha – jest zawsze za wcześnie. Stasia odeszła. Pozostawiła puste miejsce, którego nikt ani nic nie jest w stanie zapełnić. Jest ono w sercach jej najbliższych, ale i w sercach tych, którzy chociaż na „chwilę” się z nią spotkali.
Zanim Bóg ją powołał do siebie, ona poprawiła ten świat. Jestem dumna, że ją znałam i że nazwała mnie swoim przyjacielem.
Była wspaniałą matką, żoną i pięknym człowiekiem. Roztaczała wokół siebie aurę ciepła, dobroci, miłości i współczucia. Mimo strasznej męki, której tak długo doświadczała, pamiętała o wszystkich, którzy jej potrzebowali. Nie zmarnowała ani minuty swej drogi krzyżowej, ofiarując potworne cierpienia w intencji najbliższej rodziny, przyjaciół, Grup Modlitwy O. Pio, ojczyzny, dusz czyśćcowych, w intencjach przebłagalnych za grzechy świata oraz w intencjach, które zabrała ze sobą.
Rok przed jej odejściem odbyłyśmy pielgrzymkę do San Giovanni Rotondo – do Ojca Pio i na Monte San’t Angelo do Michała Archanioła – już wtedy wiedziała, że zbliża się jej czas. Były to niezapomniane chwile – wspólna modlitwa, rozmowy o sprawach przyziemnych i tych wzniosłych, troska o nasze dzieci, łzy smutku i radości. Wzmacniała mnie swą pokorą i tak wielką miłością do całego świata, że budziło to zdumienie. Było nam razem tak dobrze. Te kilka dni znaczyły więcej niż kilka lat znajomości. Wtedy zrodziła się też potrzeba jej serca, aby uczynić coś dla kultu Michała Archanioła. Z pomocą najbliższych udało się – w wielu kościołach diecezji we wrześniu 2010 r. wierni otrzymali wizerunek jej ukochanego Aniołka.
Pamiętam wiele sytuacji, przypominają się rozmowy, ale to, co próbuję napisać nawet w maleńkim stopniu nie oddaje tego, co czuję ani tego, jaka była Stasia. Wiele pięknych wspomnień można przeczytać na stronie: www.stasiagocek.pl.
Dla mnie jej najpiękniejszy portret jest zapisany w jej własnych słowach, które kiedyś do mnie napisała: „…Wiem, że Bóg wie co robi i w miłości swojej wybiera dla dzieci to, co jest dla nich najlepsze, modlę się, aby wszystko co przeżywam, było ofiarą Bogu miłą i wydało wielkie owoce. Żeby tak było, wszystko oddaję Matce Bożej, Ona niczego nie utraci. Nie myśl że serce mi nie drży…” a innym razem: „Otrzymuję wiele łask, właściwie to codziennie strumienie łask spływają na moją nędzną duszę. Pan Jezus przygotowuje mnie do odejścia. Jeszcze czeka mnie wielkie cierpienie, ale wszystko oddaję Matce Bożej, żeby nic nie zostało zmarnowane…”.

***

Zawsze kiedy myślę o Stasi, przed oczami mam obrazek, który kiedyś ona mi przysłała życząc dobrej nocy. Jest na nim postać, którą tuli w ramionach sam Chrystus. Gdy Stasia odeszła, oczami wyobraźni widziałam, że ona była tą postacią. Pamiętam też słowa, które powtarzała i które napisała bardzo cierpiąc, kiedy już nie miała sił pisać więcej: „Mój Boże, jedyne PIĘKNO, jakże tęsknię za Tobą”. Stasiu, już nie cierpisz zanurzona w objęciach Nieograniczonej Miłości i Piękna – proszę pamiętaj o mnie. Do zobaczenia.

Anka

***

Moje pierwsze spotkanie ze Stasią odbyło się u ks. W. Durdy. Był to pierwsze zebranie „Margaretki” – wiosną 2001 roku. Stasia od razu przypadła mi do serca, ponieważ była otwarta i szczera. Spotkaliśmy się kilkanaście razy. Każde spotkanie było odkryciem jej kolejnych talentów. Ogromnie pracowita dziewczyna. W licznych zajęciach w zakładzie, w domu, na ranczo w Rytrze – potrafiła znaleźć czas na pisanie wspaniałych wierszy. Jej wielka wiara w Boga i miłość do człowieka sprawiały, że była ogromnie lubiana przez wszystkich. Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce kilka tygodni przed odejściem Stasi do Pana. Pomimo straszliwej choroby, wyniszczającej jej organizm, zachowała cudowną pogodę ducha. Rozmawiała ze mną pomimo ogromnego bólu. Miałem ostatnią okazję przytulić ją do serca, tak jak tuli się dziecko – najukochańsze. Ta chwila pozostanie ze mną do końca moich dni.

Mietek

***

Dzięki Łasce Bożej dane mi jest pełnić posługę jako Nadzwyczajny Szafarz Komunii Świętej przy Parafii NSPJ. Z tej racji codziennie, przez siedem miesięcy przynosiłem Komunię Świętą ciężko chorej (dziś już świętej pamięci) Stanisławie Gocek. W tym czasie widziałem i byłem świadkiem z jaką miłością oczekiwała na Pana Jezusa. Widziałem jej wielkie cierpienie i cierpienie jej najbliższej rodziny. Dzięki Komunii Świętej pani Stanisława znosiła to cierpienie z wielką pokorą i cierpliwością. Kiedy po krótkiej modlitwie i czytaniach z Ewangelii podawałem jej Pana Jezusa, zauważałem nadzwyczajny blask w jej oczach oraz wprost niebiański uśmiech na twarzy. Podczas dziękczynienia zdałem sobie sprawę, jakie to było głębokie zjednoczenie dziecka Bożego z Bogiem Oblubieńcem a tym samym z Trójcą Świętą.

Wiesław Haraf