Do samego końca…

Trudno zliczyć osoby, którym należy podziękować
za wszystko. Za ich obecność, pomoc,
wsparcie materialne, czy choćby ciepłe słowo.

Na długiej drodze choroby, Stasia spotkała
olbrzymie rzesze wspaniałych ludzi,
którzy przerzucali serce przez przeszkodę.

Na szczególne jednak uznanie zasługuje tata.

Był najwierniejszy z nas wszystkich. Do samego końca.
Przez całe 5 lat – trwał przez każdą chwilę przy Stasi.

Przestało liczyć się życie zawodowe. Ale czy tylko tyle?
Przestało mieć znaczenie dla Niego wszystko:
zdrowie, jedzenie, sen. I to dosłownie.

Czuwał przez każdą noc i służył. Sam.
Wyglądał jak cień człowieka.
I najboleśniej z nas wszystkich przeżył jej odejście.

Stasia to doceniła.. Często nie chciała, aby ktokolwiek inny
wykonywał przy niej zabiegi pielęgnacyjne,
karmił ją strzykawką, czy dawał zastrzyki.

Był to przepiękny obraz, i test miłości do samego końca.
Wiele osób łapało mnie i mówiło, że nikt,
nawet najlepszy mąż, nie potrafił by aż do tego stopnia
oddać się chorej osobie. Żonie.

Właśnie tutaj, chcę napisać zaledwie jedno słowo:
Tato, dziękujemy!

Fotografia z niezapomnianej wigilli, 2010 r.
Ostatniej wigilii ze Stasią, o której jeszcze niejednokrotnie
będę wspominał na www:

Fotografie z lutego 2011: