Wigilia 1999

Wigilia to dzień szczególny dla każdego. Jednak tej, nie zapomnę nigdy,
Dlatego od niej chciałem zacząć wspomnienia.

Był rok 1999. Coś się kończyło. Byliśmy o krok od wielkiego wydarzenia.
Kończył się rok, ale nie tylko. Kończyło się tysiąclecie.

Spotkaliśmy się tradycyjnie całą rodziną u dziadków, w Wielopolu.
Przy przytłumionym świetle, nastała chwila serdeczności…

Posypały się uściski i ciepłe słowa płynące z głębi serca.

Podeszła do mnie mama i powiedziała słowa, które głęboko
utkwiły mi w pamięci. Pomimo tego, że były tak oczywiste,
zaskoczyły mnie niesamowicie. Powiedziała:

Synu, pamiętaj. Kończy się tysiąclecie.
W obecnym wszyscy się narodziliśmy,
a w nadchodzącym wszyscy odejdziemy.

Czy dało się powiedzieć coś bardziej oczywistego
i jednocześnie zaskakująco prawdziwego?
Jeszcze wtedy nikt z nas nie spodziewał się tego,
że zaledwie za kilka lat dowiemy się o straszliwej chorobie…
Że za kilka lat, podczas wigilii, łza będzie się kręcić w oku przy stole,
na słowa „pozwól (…) zapomnieć że są, puste miejsca przy stole…”

Daj nam wiarę, że to ma sens,
że nie trzeba żałować przyjaciół…
Że gdziekolwiek są, dobrze im jest,
bo są z nami w innej postaci…

I przekonaj, ża tak ma być,
że po głosach tych wciąż drży powietrze….
Że odeszli, po to, by żyć,
I tym razem będą żyć wiecznie….
(Kolęda dla nieobecnych)

Zawsze podobała mi się „Kolęda dla nieobecnych”,

Swego czasu śpiewana także i u nas, podczas wigilii.
Jednak jej wartość doceniam dopiero teraz…