Cudowny tydzień w Chorwacji

Zbliża się dziesiąta rocznica odejścia Stasi, ale tym razem chciałbym przybliżyć chwile nie smutne – wręcz przeciwnie bardzo radosne.

Jest rok pierwszej operacji Stasi. Powoli zaczyna wracać do zdrowia po zabiegu, z niecierpliwością czekając na wyniki pobranych wycinków. Wszystko się bardzo przedłuża. I właśnie wtedy synowie stawiają nas przed faktem dokonanym – jedziecie na tydzień do Chorwacji, wszystko jest załatwione. Na nic zdały się nasze protesty, że niby co tam będziemy robić my oboje nauczeni jedynie pracy i nie znający bezczynności. Klamka zapadła nie było odwrotu.

Po przyjeździe na miejsce na wyspę Murter przywitała nas cudowna pogoda, błękitne bezchmurne niebo i lazurowe spokojne morze skąpane w promieniach słońca i tylko my oboje – tego nie można opisać. Stasia już pierwszego dnia pewne sprawy wzięła w swoje ręce ustalają godziny mszy św. w miejscowym kościele, od której zaczynaliśmy każdy dzień. A potem tylko kąpiele w morzu i słońcu przerywane posiłkami pysznej południowej kuchni z dużą ilością wspaniałych dojrzałych owoców. Oboje zadawaliśmy sobie pytanie dlaczego po trzydziestu latach wyjechaliśmy dopiero pierwszy raz, przyrzekając sobie, że od teraz będziemy już jeździć co roku przynajmniej na tydzień. Stasia po odbytej operacji pierwszy raz od półtora roku mogła oddychać nosem nie dusząc się podczas snu. Nie raz patrzyłem na nią śpiącą jak spokojnie i regularnie oddycha. Wierzyłem bardzo głęboko że będzie już wszystko dobrze. Niestety. Po tygodniu opuszczaliśmy z żalem wyspę pięknie opaleni pełni wiary, że czekająca nas przyszłość będzie dla nas łaskawa. Jednak jak się okazało był to jedyny nasz wspólny wyjazd pozostający na zawsze w mojej pamięci.

I teraz chciałbym tutaj podziękować wszystkim synom, którzy swoją stanowczą i zdecydowaną postawą umożliwili nam przeżycie tego wspaniałego szczęśliwego tygodnia, który dał nam tak wiele szczęścia i nadziei mimo, że tak bardzo złudnej.